poniedziałek, 11 lipca 2011

opowiadanie trzecie

I. Wakacje jak z bajki

            Obudziłam się w pociągu, który właśnie zatrzymał się na kolejnej stacji. Zawsze kochałam pociągi, jest w nich coś magicznego. Za oknem było słonecznie, co było miłą odmianą od ostatnich deszczowych tygodni. Naprzeciwko mnie siedziała para, która całą drogę obściskiwała się i całowała. Było to niesłychanie słodkie i urocze, do tego stopnia, że po czterech godzinach patrzenia na nich miałam ochotę wepchnąć ich pod pociąg. Jednak nawet to nie było w stanie zepsuć mojego dobrego humoru. Lato, słońce, plaża, morze, czego chcieć więcej! Dawno już nie wyjeżdżałam nigdzie na wakacje, lecz tego roku postanowiłam to zmienić. Spakowałam na szybko najpotrzebniejsze rzeczy i nic nie planując wsiadłam do pociągu jadącego prosto nad Bałtyk. Nie byłam nigdy nad naszym morzem (właściwie, to nie byłam nigdy nad żadnym morzem…), więc stwierdziłam, że czas najwyższy. Już w podróży, dzięki dobrodziejstwom technologii, zarezerwowałam sobie pokój w hotelu i nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.

+++

            Pokój był malutki, ale nie nigdy nie miałam dużych wymagań. Było w nim łóżko, stolik i łazienka, i to zdecydowanie mi wystarczało. W końcu nie pojechałam tam siedzieć w czterech ścianach, tylko prażyć się na słońcu niczym młoda foka. Rzuciłam więc bagaż w kąt, wskoczyłam w stój kąpielowy i pobiegłam na plażę. Rozłożyłam się na kocu, sięgnęłam po książkę i w pełni zaczęłam wakacje. Nie obchodziło mnie co się dzieje dookoła, nawet biegające wkoło dzieci rzucające piaskiem i krzyczące w niebogłosy, na które w innych okolicznościach rzucałabym okrutne klątwy, nie przeszkadzały mi w cieszeniu się słońcem i błogim nicnierobieniem. Z biegiem czasu czułam się coraz lepiej, zapomniałam o wszystkich dziwactwach, które przytrafiły mi się w ostatnim czasie i byłam zrelaksowana do granic możliwości. Właśnie tego mi było trzeba.
            Leżąc plackiem i podziwiając pojedyncze chmurki snujące się powoli po niebie usłyszałam nagle głos, który wyrwał mnie z tego błogiego letargu.
            - Baśka – poderwałam się z koca, lecz kiedy rozejrzałam się dookoła nie widziałam nikogo, kto mógłby mnie wołać. Doszłam więc do wniosku, że chodziło pewnie o jakąś inną nieszczęsną kobietę o tym samym imieniu.
            - Baśka! – po chwili usłyszałam ponownie, tym razem głośniej. Głos wyraźnie dochodził z bliska, lecz i tym razem nie mogłam dojrzeć nikogo, kto mógłby do mnie krzyczeć. Popatrzyłam tylko na boki, nawet nie podnosząc się z koca. Nawet jeśli krzyczał do mnie, to co? Mógłby stanąć przede mną gorejący krzew i nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia. Jestem na wakacjach, do jasnej cholery!
            - Baśka, do wszystkich diabłów, długo jeszcze mam się wydzierać zanim zwrócisz na mnie uwagę? – dopiero teraz poznałam ten głos. Westchnęłam ciężką wiedząc, że to już koniec mojego słodkiego wypoczynku.
            - Czego chcesz szatanie? – zapytałam wciąż leżąc nieruchomo. – Nie dasz mi chwili spokoju, co?
            - Nie szatanie, tylko aniele, wypraszam sobie! – oburzył się głos. – Rusz swoją opaloną pupkę, chcę ci coś pokazać.
            - Ernest, na wszystkich bogów, nie widzisz, że jestem zajęta? Myślałam, że masz jeszcze kogoś do opieki, idź więc i opiekuj się nim!
            - Nie pyskuj - wiedział jak zepsuć mi humor. Podniosłam się z koca.. Przede mną siedział biały królik i gapił się na mnie. Ubrany był w jasnozielony kubraczek i wyglądał dosyć… interesująco.
            - Ernest? – zapytałam naiwnie.
            - Już ustaliliśmy, że to ja, na co czekasz? – głos nie dochodził od strony zwierzaka, miałam wrażenie, że cała ta szopka to jakiś bardzo oryginalny dowcip.
            - Dlaczego cię słyszę skoro cię nie widzę? Gdzie ty jesteś?
            - W twojej głowie… sądziłem, że to też już ustaliliśmy.
            - A królik?
            - Królik pełni funkcję cielesną, tak będzie łatwiej.
            - Ale dlaczego królik? – zadałam pytanie, które zapewne zadałby każdy na moim miejscu.
            - Nie ważne dlaczego królik, po prostu królik. Króliki są ładne i puszyste, masz coś do królików?     
            - Czyli gadam sama do siebie jednocześnie rozmawiając z królikiem. W zielonym płaszczyku. Fantastycznie – kiedy już myślałam, że nic mnie nie zaskoczy, nagle pojawia się gryzoń w ciuchach mojego anioła. Świat jest pełen niespodzianek. – Swoją drogą, to co cię dziś ugryzło, marudo?
            - Mój drugi człowiek to naprawdę skaranie boskie, nie masz pojęcia jaki jest upierdliwy… nie ważne, nie chcę o tym mówić. A teraz idź za królikiem.
            - Iść za królikiem? Co ja jestem, Alicja?
            - Na litość boską…
            - No idę, już idę, tylko nie każ mi wchodzić do króliczej nory…

+++

            Mój nowy puchaty przyjaciel zaprowadził mnie na pobliską łąkę. Wydało mi się to nieco dziwne, łąka tuz koło morza? Ale co ja tam wiem, widocznie tak ma być. Dosyć spory teren pokrywała soczyście zielona trawa, a dookoła rosło kilka drzewek, które bujały się lekko pod wpływem wiatru. Krajobraz był niemal bajkowy, brakowało tylko gadających ptaków i ciekawskich sarenek. Podążając na królikiem dotarłam na skraj łąki, gdzie napotkaliśmy małe urwisko. W dole płynęła spokojnym rytmem rzeczka z wodą tak przejrzystą, że widać było małe rybki pływające wokół kamieni. Królik zeskoczył z urwiska na kawałek lądu, którego jeszcze nie pokryła woda i spojrzał na mnie. Posłusznie zeszłam, czy raczej zjechałam na dół brudząc przy tym spodenki w wiadomym miejscu.
            - No chyba sobie kpisz – powiedziałam widząc gdzie zaprowadził mnie królik. Zwierzę spojrzało na mnie i momentalnie poczułam się strasznie głupio. Ale z drugiej strony cała ta sytuacja zalatywała jakimś niedorzecznym żartem. – Ernest, jesteś tu jeszcze?
            - Jak zawsze. Czy coś nie tak?
            - Nie tak? Każesz mi iść na królikiem w zielonym płaszczu, który prowadzi mnie do króliczej nory. Nie sądzisz, że to trochę zbyt naciągane?
            - Nie wiem o czy mówisz. Idź za królikiem.
            - Nie ma mowy, nie wejdę tam.
            - Wejdziesz, jesteś zbyt ciekawska, żeby tego nie zrobić.
            - Nienawidzę cię.
            - Kochasz mnie.
            - Zamilcz.

+++

            Królicza nora w niczym nie przypominała nory. Może poza tym, że była wykopana w ziemi, a w środku mieszkał królik. Co przeważnie jest definicją nory… ale to nieistotne. Miejsce, w którym się znajdowałam przypominało mały pokoik. Na środku stał równie mały drewniany stolik na którym leżał kawałek nadgryzionego jabłka i kilka liści mięty. Mój gospodarz królik usiadł przy stoliku i spojrzał na mnie wymownie. Dołączyłam więc do niego nie chcąc okazać braku szacunku. Nie musiałam się specjalnie starać, bo i tak już prawie siedziałam, jako że pokoik był króliczych rozmiarów. Gryzoń pyszczkiem podsunął mi jabłko.
            - Nie, dziękuję, nie jestem głodna – powiedziałam i w tej samej chwili dotarło do mnie, że rozmawiam z królikiem. Po chwili jednak machnęłam na to ręką, w końcu w sprawę zamieszany był Ernest, a po nim można się spodziewać wszystkiego.
            - Weź chociaż gryza, tak ładnie prosi… - szepnął głos w mojej głowie.
Westchnęłam tylko i sięgnęłam po jabłko. Było świeże, oczyściłam je tylko z ziemi i spróbowałam. Okazałam jak bardzo mi smakuje i odłożyłam je na miejsce.
            - Przepyszne jabłko – powiedziałam. – A teraz może powiesz mi po co mnie tu sprowadziłeś?
            - Byłem winien przysługę przyjacielowi, a sam nie mogłem się zjawić, wysłałem więc ciebie – odpowiedział Ernest. – Królik ma dziś urodziny, a nie chciałem, żeby spędzał je sam. Wiesz, że to nic przyjemnego. Dotrzymasz mu więc towarzystwa.
            - Czy ty sobie ze mnie kpisz? – zapytałam ciągle się uśmiechając, nie chciałam, żeby królik pomyślał, że jestem niegrzeczna. – Wyręczasz się mną?
            - Pomyśl o tym – czy kiedykolwiek miałaś okazję siedzieć w króliczej norze i dzielić się jabłkiem z właścicielem lokalu? Właściwie, to powinnaś być mi wdzięczna.
            - Ernest, kiedy następnym razem cię zobaczę to obiecuję, że cię skrzywdzę. Boleśnie.
            - Nie przesadzaj. Poczęstuj się jeszcze jabłkiem.
Jak na zawołanie królik podsunął mi znów owoc. Byłam już jednak zbyt zirytowana, żeby zachowywać dobre maniery. Anioł stróż, myślałby kto. Co to za anioł, który wyręcza się swoimi podopiecznymi? Przyjechałam tu na wakacje, a nie po to, żeby grzebać się w błocie i biegać za królikami! Przeprosiłam mojego gospodarza, podziękowałam za jabłko i powiedziałam, że niestety muszę już iść. Wstał jednak trochę za szybko i z całym impetem uderzyłam głową w sufit.
                                            
+++

            Obudziłam się na plaży, dokładnie w tym samym miejscu, w którym leżałam zanim Ernest i jego przyjaciel popsuli mi dzień. Poderwałam się z koca. Na ciele nie miałam ani śladu błota, włosy też miałam czyste. Obok mnie leżała książka, którą czytałam wcześniej, dzieciaki ciągle biegały po plaży i sypały ludziom piaskiem po oczach.
            - Dzień dobry – usłyszałam głos w głowie.
            - Ernest? Gdzie jest królik?
            - Królik?
            - No królik. Biały królik w zielonym płaszczu, zaprowadziłeś mnie do niego, bo miał urodziny.
            - Basiu… Słońce ci chyba nie służy. Nie było tu żadnego królika, spałaś, to był tylko sen. Wyjątkowo dziwny sen, trzeba ci to przyznać.
            - Ale to było takie realistyczne! Królik i jego nora, i ta łąka, nadgryzione jabłko!...
            - Tak, tak, oczywiście. A teraz wstań, bo musisz coś dla mnie zrobić. Widzisz, jest pewna wiewiórka, która prosiła mnie o przysługę…
            - No chyba żartujesz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz